Szukaj na tym blogu

sobota, 2 lutego 2013

Warszawa ...



Warszawa .. .. 



Wiele razy mijamy ten most. Mi od zawsze się podobał. Jakoś tak dobrze łączył z krajobrazem ... Zdjęcie zostało zrobione na koniec tegorocznych wakacji, choć można by pomyśleć, że dziś. 

środa, 9 stycznia 2013

Wystawa Agnieszki Olszańskiej pt."Motywy solne"









Wystawa pt. "Motywy Solne"





W niedzielę 13 stycznia odbędzie się kolejny finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Wraz ze sztabem z Zespołu Szkół nr 55 im. Stanisława Maczka przyłączam się do akcji.
Moją wystawę będzie można oglądać przez cały dzień w jednej z sal szkoły. 

Na wystawię zaprezentuję moje prace wykonane w technice papieru solnego. Tytułowych motywów będzie 4 - pejzaż, portret, infrastruktura i rzeźba. Chciałabym pokazać, że techniki szlachetne, nie zostały jeszcze zapomniane. Zdecydowanie polecam tym, którzy pokochali fotografie cyfrową ponad wszystko.





sobota, 5 stycznia 2013

Maroko, Warzazat - Fes





    DZIEŃ III





Kilkaset kilometrów w jeden dzień, pytacie czy męczące? Nie, zdecydowanie nie. To coś niesamowicie ekscytującego, zważając na fakt, że tereny przepiękne.
Wyspani i pełni energii ruszyliśmy na południe w poszukiwaniu największej oazy w Maroko. I znaleźliśmy, mieści się ona w samym sercu Doliny Draa, między Zagora i Agdz. Z jednej strony otacza ją kamienisto górzysta pustynia, natomiast z drugiej strony obszerne pałacie oazy, palm, zieleni, warzyw i kwiatów. Zmierzając tam zabieramy na stopa kolejnego Marokańczyka. Opowiada jak Maroko zmieniło się w ciągu ostatnich lat, o życiu na pustyni i w oazie. Każda taka podróż z nieznajomym to świetna opcja żeby lepiej poznać ten kraj, ale zawsze ma nieciekawy koniec. Zatrzymywanie turystów na stopa to jeden z ich kolejnych sposobów na wyciągniecie od nas kasy. W podziękowaniu za podwiezienie zawsze zapraszają do domu na marokańską whisky, czyli herbatę. Nie odmawia się bo to kwestia honorowa. Jednak no koniec spotkania okazuje się, że a to przypadkowo mają wielbłądy i organizują wycieczki na Saharę, albo są właścicielami sklepu. Koniec końców zawsze liczą na to, że coś "wepchną" turyście. Niestety z nami im się to nie udaje.
Po drodze podziwiamy widoki z gór i oazę. Cudne doświadczenie. Oaza okazuje się być naprawdę rozległa. Zadziwiające jest jak ludzie tam żyją. Domy czasem wykute w skałach, z byle jakim dachem, ale na każdym antena satelitarna stoi. Ludzie głównie skupieni przy drodze, koło sklepików i straganów z żywnością. W barach sami mężczyźni. Na południu większość nosi tradycyjne szaty, co rzadziej się widuje na północy i w miastach. Wszyscy mili i zadowoleni, że nas widzą. Zaskakująca jest ich prostota życia.



Mariusz z zabranym na stopa Mahometem, który opowiedział nam o życiu na pustyni.


Góry Atlas zapierają dech niczym Wielki Kanion w USA.

Kosmiczne formacje Gór Atlas


Sklep marokoński, w sprzedaży misy, dzbany, tkaniny, stroje, biżuteria, meble i wiele innych rzeczy



Osiołki służą jako środek transportu, siła pociągowa na polu czy do noszenia ciężarów. Na konie stać najbogatszych.


Oaza



Oaza



Rodzina wracająca do domu, dzieci ze szkoły, rodzice z pracy i zakupów


Powrót ze szkoły, po kilkanaście do kilkudziesięciu  kilometrów dziennie
Dzieciaki w drodze ze szkoły do domu

Większość osób przemieszcza się małymi motorkami, skuterami i autkami

Życie w Maroko toczy się na ulicy i bazarach, a głównie przy sklepikach.
Druid? :)

Mężczyźni w tradycyjnych strojach.
Zachód słońca w Górach Atlas



Wytrysk wody ze studni




czwartek, 3 stycznia 2013

Maroko, Agadir => Imlil



      DZIEŃ I - II 






Powyższa mapka pokazuje trasę jaką przebyliśmy w dwa pierwsze dni. Trasa Agadir - Imlil - Warzazat. Opisuję oba naraz, ponieważ pierwszego dnia zdążyliśmy tylko dojechać na nocleg, wstać i ruszyć w dalszą drogę.
Wsiadając do wypożyczonego auta na lotnisku w Agadirze, jeszcze nie końca wiedzieliśmy jak ma wyglądać nasza trasa. Niby hotele zarezerwowane, samochód mieliśmy mieć tylko na pół wyjazdu, ale idąc za duchem przygody, staraliśmy się nie zorganizować sobie wszystkiego przed wyjazdem. I dzięki niebiosom, bo Maroko okazało się zbyt nieobliczalne.
Przywitało nas w dość osobliwy sposób. Z Agadiru ruszyliśmy w kierunku Marakeszu, zbaczając jednak w dół od miasta, w góry Atlas, do małej wioski Imlil. Mieliśmy tam wynajęty pokoik w urokliwym hotelu z widokiem na najwyższe szczyty tych gór. Okazało się, że przebycie trasy trwało dłużej niż przypuszczaliśmy, ponieważ 5,5h zamiast 3h. Gdy dojechaliśmy na miejscu okazało się, że właściciel hotelu jeszcze na nas czeka, ale żeby się dostać do budynku musielibyśmy jeszcze maszerować 30min. pieszo. Totalnie nas to zdruzgotało ponieważ była już prawie 1 w nocy. Wkurzeni zdecydowaliśmy, że chyba zdrzemniemy się w aucie. Jednak już po chwili dzwinił do nas właściciel, że na szybko zorganizował nam nocleg gdzieś przy głównej ulicy w wiosce. Byliśmy zachwyceni, ale niedługo. Okazało się, że owszem bywają w nim turyści, ale  zdecydowanie latem. O tej porze roku (grudzień) noce są tam bardzo zimne, co niestety poczuliśmy na własnej skórze.Dostaliśmy pokój przy tarasie. Cudnie, gdyby nie fakt, że za drzwiami do pokoju leżał śnieg! W pokoju szafka nocna, lampka, łóżko i mała łazienka. Fakt, że prysznic bez osłony czy kabiny, ala czego chcieć więcej? A no na przykłąd ogrzewania! Dostaliśmy 4grube koce i to wszystko. Zamarzałam całą noc, wkurzona, że nie zostaliśmy w ogrzewanym aucie. Obudziło nas pukanie do drzwi, że śniadanie gotowe. Uradowana pomyślałam, że w końcu coś ciepłego. Po wyjściu z "pokoju", stanęłam totalnie zaskoczona. Na przyniesionym skądś stoliku stało ciepłe jedzenie i herbata, a stolik stał w śniegu!!!!Rozbawiło mnie to bardziej niż zmartwiło. Śniadanie okazało się przepyszne. Dopiero teraz zobaczyliśmy jak wysoko jesteśmy. Widoki były śliczne. Właściciel okazał się przemiłym facetem. Opowiedział nam, którą drogą jechać i w jakiś godzinach, żeby nie było za ślisko i gdzie znajdziemy ciekawe miejsca. Na koniec, widząc jak bardzo musieliśmy zmarznąć stwierdził, że oczywiście nie musimy za nic płacić. Zdecydowanie miło z jego strony, choć nie mogliśmy wyjść, nie zostawiając go z małym podarunkiem. ;) Zabierając dwóch mieszkańców wioski na stopa ruszyliśmy na południe. Pierwsza przygoda zaliczona!
Okazało się, że byliśmy ok 3tyś. m.n.p.m. Widoki zapierające dech w piersiach. Szczyty, kotliny, doliny, wszystko. A po drodze ciekawi ludzie, wśród swoich domów, wśród swoich obowiązków. Im bliżej Warzazat tym bardziej czerwona, sucha ziemia. Zaczynają się to już tereny skalisto piaszczyste. Kilkanaście kilometrów przed miastem, na stopa zabieramy młodego Marokańczyka. Opowiada nam, że Waezazat to kolebka przemysłu filmowego. W tych okolicach kręcono "Astelixa i Obelixa", "Babel", czy "Gladiatora". Wieczorem szukamy hotelu (znajdujemy zdecydowanie taniej niż np na booking.com), bierzemy wymarzony prysznic i ruszamy w miasto. Tym razem nie mieliśmy wcześniej wynajętego hotelu, ponieważ nie wiedzieliśmy dokładnie gdzie się zatrzymamy na trasie. Trafiamy akurat do małej knajpki, z pysznym tradycyjnym Tadżinem (Tażin, Tajin), a w tle słychać akurat koncert młodych talentów rockowych. Świetny wieczór, choć chłodny. Ale tak to jest na obszarach pustynnych.
Zapraszam do krótkiej fotorelacji z tych dni. Zdjęcia ułożone są w kolejności takiej jak przebiegała trasa wycieczki.









Typowy sklepik z drobiem.





Stoisko z pamiątkami, skamienieliny i kamienie szlachetne. Niestety głównie podrobione



Białe drzewa i śnieg. Droga prowadzi grzbietem góry

Widok z góry na wioskę

Samotna palma, gdzieś wysoko w górach

Marokańska whisky czyli herbata. Pyszna, słodka, z dodatkiem mięty pieprzowej



Tażin, tradycyjna kuchnia marokańska. Mięso i warzywa w sosie własnym duszone w specjalnym stożkowym naczyniu, na węglach.